CLAVIER X MARZENA TARASIEWICZ SO! KISS MY CHEEK
W ostatnim czasie pojawia się tyle współprac marek kosmetycznych z wizażystami i ogólnie twórcami internetowymi, że już za nimi wszystkimi nie nadążam. Kilka dni temu pokazywałam Wam nowe palety Inglota (inspirowane instagramerką Komunikatywnie), paletę Nikkie Tutorials oraz Tune x Daniel Sobieśniewski, a dzisiaj owoc współpracy Clavier i wizażystki Marzeny Tarasiewicz.
CLAVIER SO! KISS MY CHEEK
Tak w skrócie: na brak kosmetycznych premier nie możemy narzekać. Nie wiem jak Was, ale mnie to cieszy. Dzisiaj pokażę Wam paletę Clavier, która powstała we współpracy z cudowną wizażystką Marzeną Tarasiewicz. Jeśli jeszcze nie znacie jej IG to sprawdźcie: @marzena.tarasiewicz, ja uwielbiam oglądać jej metamorfozy!
Paleta Clavier So!Kiss My Cheek zachwyca nie tylko środkiem, ale i piękną grafiką, która mi odrobinę kojarzy się z paletami Pat McGrath. Paletę ozdabia grafika z czaszką i kwiatami, w środku też pojawiają się one, ale w mniejszej ilości, wokół dedykacji, która zastąpiła lusterko. Brak lusterka w palecie na pewno ucieszy wizażystów. Paleta jest tekturowa, jednocześnie lekka, ale bardzo solidna, konkretna. Czuć, że nie rozpadnie się podczas transportu. Zamknięcie jest na magnes i też nie można na nie narzekać, nie zdarzyło mi się żeby paleta sama się otworzyła.
W palecie mamy dwa bronzery, dwa róże i dwa rozświetlacze. Razem aż sześć produktów, o łącznej gramaturze 21g. A to wszystko w cenie 169 złotych. Bronzery są na środku palety i są one większe, pozostałe cztery wkłady są mniejsze. Każdy produkt ma swoją nazwę, z ciekawości wpisałam je w Google Translate i mamy tu taki misz-masz języków, nazwy są całkiem fajne, chociaż nie wszystkie potrafię prawidłowo przeczytać. Grafika palety (i prawdopodobnie nazwy kolorów) inspirowana była meksykańskim świętem Dia de los Muertos.
Najważniejsze w każdej palecie nie jest jednak to co na zewnątrz, ale to co w środku. A w środku palety So!Kiss My Cheek znalazło się sześć bardzo ciekawych produktów. Duże wkłady mają średnicę około 6,5cm, a małe około 4cm. Zaczniemy od lewej strony, gdzie umieszczone zostały dwa róże do policzków. Pierwszy róż to Like a Doll, który jest jaśniejszy i bardzo chłodny. To jasny róż o satynowym wykończeniu. Drugi róż, Hola Hermosa, jest odrobinkę cieplejszy i ciemniejszy. To również różowy róż, o satynowym wykończeniu. Oba kolory wyglądają na policzkach bardzo zdrowo, dodają twarzy koloru, a przez satynowe, lekko połyskujące wykończenie sprawiają, że twarz nie wygląda płasko, róże dodają jej naturalnego blasku.
Dwa kolejne wkłady to bronzery, które są większe od pozostałych produktów. Oba bronzery mają matowo- satynowe wykończenie i nadają się do konturowania i lekkiego ocieplania twarzy. Widziałam różne recenzje i opisy tych kolorów w internecie, moim zdaniem oba są neutralne, idące delikatnie w cieplejszą stronę. Na twarzy wyglądają pięknie, ich wykończenie jest bardzo naturalne, co bardzo działa na ich korzyść.
Ostatnie wkłady to dwa rozświetlacze, z tym że jeden to typowy rozświetlacz w szampańskim odcieniu (Senorita Brillo), a drugi to taki rozświetlaczo-róż (Munequita), który ma ciepły różowy odcień ze złotym blaskiem. Munequita będzie rozświetlaczem dla osoby o ciemniejszej karnacji lub mocnej opaleniźnie.
Paleta So!Kiss My Cheek według mnie jest paletą dla profesjonalistów i osób mocniej zainteresowanych makijażem. Jakość z jaką została wykonana sprawia, że spokojnie mogłaby konkurować jakością z paletami światowych marek, jak np. Benefit. Wszystkie produkty pięknie wyglądają na twarzy, łatwo się blendują i nie robią plam. Można nimi osiągnąć efekt od bardzo naturalnego do mocnego konturowania, utrzymują się na swoim miejscu cały dzień, kolory nie bledną, a drobinki z rozświetlaczy nie przemieszczają się na twarzy.
Tego typu palety do konturowania twarzy ma obecnie w ofercie chyba każda marka produkująca kosmetyki do makijażu. W moich zbiorach mam dwie palety Benefit (Cheekleaders Bronze Squad i Blush Bar), paletę wkładów Inglot oraz paletę Hourglass, ale ta to zupełnie co innego. Typowymi paletami róży, bronzerów i rozświetlaczy są palety Benefit i to z nimi mogę porównać paletę Clavier. Produkty Clavier mają bardziej miękką, masełkowatą formułę. Przez to ich pigmentacja jest mocniejsza, produkty trafiają na pędzel w większej ilości i łatwiej z nimi przesadzić. Benefit ma miękkie rozświetlacze i bronzery, z kolei róże są twarde i pracuje się z nimi troszkę łatwiej (szybciej) niż z różami Clavier. Pigmentację możecie porównać niżej, palety Benefit kosztują około 250 złotych, a Clavier 170. Benefit w tej cenie ma 5 wkładów, a Clavier 6. Przy takiej jakości Clavier wypada w tym porównaniu bardzo dobrze.
Jak podoba się Wam paleta Clavier So!Kiss My Cheek?
Szata graficzna beznadziejna, ale za to twój maki8jaż przesliczny.
OdpowiedzUsuńPiękne opakowanie, bardzo przykuwa uwagę. Efekt na Pani bardzo mi się podoba. ;)
OdpowiedzUsuń