PIERRE RENE X AMELIA SZCZEPANIAK
Niedawno do sprzedaży trafiła kolekcja kosmetyków Pierre Rene, stworzona we współpracy z młodziutką influencerką Amelią Szczepaniak. Kolekcja to dwie palety (paleta cieni i paleta do konturowania twarzy) oraz dwie pary sztucznych rzęs. Zawsze z wielkim zainteresowaniem śledzę współprace marek kosmetycznych z gwiazdami sieci, dlatego z przyjemnością opowiem Wam dzisiaj o paletach współtworzonych przez Amelię.
PIERRE RENE X AMELIA SZCZEPANIAK
Pierre Rene to Polska marka tworząca kosmetyki kolorowe, z ponad 20 letnim doświadczeniem. Nie byłam wielką fanką ich produktów, ale kiedy zobaczyłam zapowiedź najnowszej kolekcji wiedziałam, że muszę ją mieć. Już delikatne, pastelowo różowe opakowania, z połyskującymi złotymi elementami bardzo mnie kusiły, a kiedy zobaczyłam ich wnętrze nie było odwrotu, palety Pinch Me i Shine Me musiały dołączyć do mojej kolekcji. Obie palety wykonane są z solidnej tektury, zamykają się na magnes, a w środku mają spore lusterka. Palety są bardzo duże, większe od przeciętnych palet.
Paleta cieni Pinch Me Pierre Rene stworzona we współpracy z Amelią Szczepaniak to aż czternaście cieni o wykończeniu matowym i błyszczącym. Cienie dzielą się dokładnie na połowę: dolny rząd to siedem cieni matowych, górny rząd to siedem cieni połyskujących. W palecie znajdują się zarówno odcienie ciepłe, jak i chłodne, które pięknie się ze sobą łączą. Większość cieni jest dobrze napigmentowana i dobrze się z nimi pracuje, niestety jak każda paleta, tak i paleta Pinch Me, posiada swoje słabe strony. Najsłabszą stroną palety Amelii Szczepaniak jest fioletowy cień, co do którego miałam największe nadzieje. Cień Bite Me niestety posiada gorszą pigmentację, niż reszta kolorów, a na powiece potrafi tworzyć mało estetyczne prześwity. Ten cień jest wyjątkowo suchy i nie chce przyklejać się do innych kolorów, przez co tworzą się luki. Dobrze wygląda nałożony na powiekę sam (na jeszcze lepką bazę) i roztarty, ale schody zaczynają się kiedy chcemy połączyć go z innym kolorem. Pozostałe maty z palety Pinch Me także są suche, ale pracuje się z nimi lepiej i nie robią takich problemów jak ten przepiękny fiolet. Każdy mat dobrze się blenduje i (oprócz Bite Me) ładnie łączy z innymi odcieniami. Konsystencja cieni Pierre Rene jest sucha, ale miękka, a cienie mocno pylą, co jest zrozumiałe przy tak mocnej pigmentacji, z jaką mamy tu do czynienia. Cienie łatwo nabierają się na pędzel i dobrze rozcierają.
Wśród połyskujących cieni żaden Was nie rozczaruje! Są przepiękne, mocno błyszczące i świetnie urozmaicają każdy makijaż. Musicie jednak pamiętać, że niektóre z nich to nie mocno napigmentowane, kryjące cienie, ale topery, które możecie nakładać na inne cienie, żeby jeszcze mocniej je rozświetlić. Oglądając recenzje w internecie, miałam wrażenie, że wiele blogerek zapomniało o istnieniu tego typu cieni i krytykowało je właśnie za niską pigmentację. Konsystencja połyskujących cieni jest bardziej mokra. Cienie najlepiej wyglądają nałożone palcem lub syntetycznym pędzlem na mokrą bazę np. NYX Glitter Primer. Cztery cienie są mocno napigmentowane, kryjące, dające metaliczny efekt. Są to cienie Kiss Me, Swatch Me, Kill Me oraz Tell Me. Pozostałe określiłabym właśnie jako takie dodające blasku topery. Te cienie nie są mocno napigmentowane, mają sporo połyskujących drobinek i ślicznie wyglądają nałożone na inny cień, ale też np. na korektor, jedyne o czym musimy pamiętać to to, że one nie będą dawały intensywnego koloru.
W palecie znalazły się bardzo zróżnicowane kolory, którymi wykonamy najróżniejsze makijaże. Są w niej zarówno odcienie ciepłe, jak i chłodniejsze, które dobrze się ze sobą łączą i dają różne efekty, w zależności jak je połączymy. Cienie Love Me i Bite Me to chłodniejsze kolory, jeśli użyjemy do makijażu tylko tych dwóch odcieni, uzyskamy chłodniejszy makijaż oka, jednak jeśli połączymy je z cieplejszymi kolorami np. Pinch Me czy Scratch Me makijaż stanie się zdecydowanie cieplejszy. Mam wrażenie, że w fiolecie Bite Me połączone zostały zarówno chłodne, jak i ciepłe pigmenty, dzięki czemu dobrze łączy się on zarówno z ciepłymi jak i chłodnymi kolorami, w obu przypadkach dając różne efekty. Nie zabrakło w palecie neutralnych kolorów: Need Me to matowy beż, którym możecie rozjaśnić wewnętrzny kącik albo obszar pod łukiem brwiowym, brąz Eat Me pomoże Wam stworzyć makijaż dzienny, a Hate Me to mocno napigmentowana czerń, której dodacie każdemu makijażowi wieczorowego charakteru, albo przyciemnicie linię rzęs. Dzięki tym trzem kolorom paleta Pinch Me to paleta, którą stworzycie pełny makijaż oka.
Like Me (tł. jak ja)- toper, srebrzysty
Touch Me (tł. dotknij mnie)-toper, jasno zielony, ze złotymi drobinkami
Try Me (tł. wypróbuj mnie)- toper, opalizujący na fioletowo i niebiesko
Kiss Me (tł.pocałuj mnie)- foliowy, kryjący, intensywny róż
Swatch Me (tł. zeswatchuj mnie; czy jest na to polski odpowiednik?)- foliowy, kryjący, zieleń- khaki
Kill Me (tł. zabij mnie- foliowy, kryjący, intensywny niebieski z czarną bazą
Need Me (tł. potrzebujesz mnie)- matowy beż, neutralny
Pinch Me (tł. uszczypnij mnie- matowy, żółto-musztardowy, ciepły
Eat Me (tł. zjedz mnie)- matowy, średni brąz, neutralny
Love Me (tł. kochaj mnie)- matowy, jasny róż, chłodny
Bite Me (tł. ugryź mnie)- matowy, fiolet, chłodny
Scratch Me (tł. podrap mnie)- matowy ceglana czerwień, ciepły
Hate Me (tł. nienawidź mnie)- matowy, głęboka czerń, neutralny
Paleta Pierre Rene Shine Me jest tak samo duża, ale w środku znajdują się tylko trzy wkłady, co sprawia, że są one olbrzymie. Każdy wkład to aż 8g produktu, więc na pewno będzie ona bardzo długo Wam służyć. W palecie do konturowania znalazł się matowy bronzer oraz dwa rozświetlacze. Z bronzerem nie każdy się polubi. Jest raczej po ciepłej stronie, ma delikatnie pomarańczowe tony, ale na cerach ciepłych i neutralnych wygląda bardzo ładnie i może służyć do konturowania. Na cerze typowo chłodnej będzie zdecydowanie zbyt pomarańczowy i jeśli będziecie chciały go używać to raczej do ocieplania niż do typowego modelowania twarzy. Niezwykle uniwersalne są za to rozświetlacze. Pierwszy wydaje się w opakowaniu bardzo ciemny, złoty. Jest to rozświetlacz Rich Me, który na skórze wypada o wiele jaśniej, ma ładny szampańsko- złoty kolor i pasuje nawet osobom o bardzo jasnej cerze. Drugi rozświetlacz to Glaze Me, ten z kolei ma brzoskwiniowo- różowe tony. Oba dają efekt mokrej skóry, a intensywnością blasku dorównują Amrezy od Anastasii Beverly Hills. Jeśli miałabym z tej kolekcji wybrać tylko jedną paletę, zdecydowanie byłaby to Shine Me, właśnie ze względu na cudowne, intensywne rozświetlacze.
Rich Me (tł. wzbogać mnie)- złoto- szampański rozświetlacz
Toast Me (tł. wznieś za mnie toast)- ciepły, matowy bronzer
Glaze Me (tł. nabłyszcz mnie)- różowo-brzoskwiniowy rozświetlacz
Kolekcja Pierre Rene stworzona we współpracy z Amelią Szczepaniak to jedna z najlepszych premier tego roku. Kosmetyki są dopracowane, przemyślane i widać, że osoba odpowiedzialna za ich ostateczny wygląd włożyła w to dużo serca. Jedynym słabym punktem jest dla mnie fiolet, ale może się czepiam? Ostatnio z żadnego fioletu nie jestem zadowolona: nie podoba mi się fiolet z palety Anastasia Beverly Hills Riviera, ani ten z Affect In The Spotlight, zawiódł mnie fiolet z palety Wibo x Viva-aViva oraz fiolety z palety Tune Tropical Rhythm. Wszystkie porównuję do mojego fioletowego ideału, cienia Wasted z palety BPerfect Carnival.
A jak Wam podobają się te palety?
PINCH ME (89,99 PLN)
Paleta cieni Pinch Me Pierre Rene stworzona we współpracy z Amelią Szczepaniak to aż czternaście cieni o wykończeniu matowym i błyszczącym. Cienie dzielą się dokładnie na połowę: dolny rząd to siedem cieni matowych, górny rząd to siedem cieni połyskujących. W palecie znajdują się zarówno odcienie ciepłe, jak i chłodne, które pięknie się ze sobą łączą. Większość cieni jest dobrze napigmentowana i dobrze się z nimi pracuje, niestety jak każda paleta, tak i paleta Pinch Me, posiada swoje słabe strony. Najsłabszą stroną palety Amelii Szczepaniak jest fioletowy cień, co do którego miałam największe nadzieje. Cień Bite Me niestety posiada gorszą pigmentację, niż reszta kolorów, a na powiece potrafi tworzyć mało estetyczne prześwity. Ten cień jest wyjątkowo suchy i nie chce przyklejać się do innych kolorów, przez co tworzą się luki. Dobrze wygląda nałożony na powiekę sam (na jeszcze lepką bazę) i roztarty, ale schody zaczynają się kiedy chcemy połączyć go z innym kolorem. Pozostałe maty z palety Pinch Me także są suche, ale pracuje się z nimi lepiej i nie robią takich problemów jak ten przepiękny fiolet. Każdy mat dobrze się blenduje i (oprócz Bite Me) ładnie łączy z innymi odcieniami. Konsystencja cieni Pierre Rene jest sucha, ale miękka, a cienie mocno pylą, co jest zrozumiałe przy tak mocnej pigmentacji, z jaką mamy tu do czynienia. Cienie łatwo nabierają się na pędzel i dobrze rozcierają.
Wśród połyskujących cieni żaden Was nie rozczaruje! Są przepiękne, mocno błyszczące i świetnie urozmaicają każdy makijaż. Musicie jednak pamiętać, że niektóre z nich to nie mocno napigmentowane, kryjące cienie, ale topery, które możecie nakładać na inne cienie, żeby jeszcze mocniej je rozświetlić. Oglądając recenzje w internecie, miałam wrażenie, że wiele blogerek zapomniało o istnieniu tego typu cieni i krytykowało je właśnie za niską pigmentację. Konsystencja połyskujących cieni jest bardziej mokra. Cienie najlepiej wyglądają nałożone palcem lub syntetycznym pędzlem na mokrą bazę np. NYX Glitter Primer. Cztery cienie są mocno napigmentowane, kryjące, dające metaliczny efekt. Są to cienie Kiss Me, Swatch Me, Kill Me oraz Tell Me. Pozostałe określiłabym właśnie jako takie dodające blasku topery. Te cienie nie są mocno napigmentowane, mają sporo połyskujących drobinek i ślicznie wyglądają nałożone na inny cień, ale też np. na korektor, jedyne o czym musimy pamiętać to to, że one nie będą dawały intensywnego koloru.
W palecie znalazły się bardzo zróżnicowane kolory, którymi wykonamy najróżniejsze makijaże. Są w niej zarówno odcienie ciepłe, jak i chłodniejsze, które dobrze się ze sobą łączą i dają różne efekty, w zależności jak je połączymy. Cienie Love Me i Bite Me to chłodniejsze kolory, jeśli użyjemy do makijażu tylko tych dwóch odcieni, uzyskamy chłodniejszy makijaż oka, jednak jeśli połączymy je z cieplejszymi kolorami np. Pinch Me czy Scratch Me makijaż stanie się zdecydowanie cieplejszy. Mam wrażenie, że w fiolecie Bite Me połączone zostały zarówno chłodne, jak i ciepłe pigmenty, dzięki czemu dobrze łączy się on zarówno z ciepłymi jak i chłodnymi kolorami, w obu przypadkach dając różne efekty. Nie zabrakło w palecie neutralnych kolorów: Need Me to matowy beż, którym możecie rozjaśnić wewnętrzny kącik albo obszar pod łukiem brwiowym, brąz Eat Me pomoże Wam stworzyć makijaż dzienny, a Hate Me to mocno napigmentowana czerń, której dodacie każdemu makijażowi wieczorowego charakteru, albo przyciemnicie linię rzęs. Dzięki tym trzem kolorom paleta Pinch Me to paleta, którą stworzycie pełny makijaż oka.
KOLORY PIERRE RENE PINCH ME:
Tell Me (tł. powiedz mi)- foliowy, kryjący, jasne złotoLike Me (tł. jak ja)- toper, srebrzysty
Touch Me (tł. dotknij mnie)-toper, jasno zielony, ze złotymi drobinkami
Try Me (tł. wypróbuj mnie)- toper, opalizujący na fioletowo i niebiesko
Kiss Me (tł.pocałuj mnie)- foliowy, kryjący, intensywny róż
Swatch Me (tł. zeswatchuj mnie; czy jest na to polski odpowiednik?)- foliowy, kryjący, zieleń- khaki
Kill Me (tł. zabij mnie- foliowy, kryjący, intensywny niebieski z czarną bazą
Need Me (tł. potrzebujesz mnie)- matowy beż, neutralny
Pinch Me (tł. uszczypnij mnie- matowy, żółto-musztardowy, ciepły
Eat Me (tł. zjedz mnie)- matowy, średni brąz, neutralny
Love Me (tł. kochaj mnie)- matowy, jasny róż, chłodny
Bite Me (tł. ugryź mnie)- matowy, fiolet, chłodny
Scratch Me (tł. podrap mnie)- matowy ceglana czerwień, ciepły
Hate Me (tł. nienawidź mnie)- matowy, głęboka czerń, neutralny
SHINE ME (69,90 PLN)
KOLORY PIERRE RENE SHINE ME:
Rich Me (tł. wzbogać mnie)- złoto- szampański rozświetlacz
Toast Me (tł. wznieś za mnie toast)- ciepły, matowy bronzer
Glaze Me (tł. nabłyszcz mnie)- różowo-brzoskwiniowy rozświetlacz
Kolekcja Pierre Rene stworzona we współpracy z Amelią Szczepaniak to jedna z najlepszych premier tego roku. Kosmetyki są dopracowane, przemyślane i widać, że osoba odpowiedzialna za ich ostateczny wygląd włożyła w to dużo serca. Jedynym słabym punktem jest dla mnie fiolet, ale może się czepiam? Ostatnio z żadnego fioletu nie jestem zadowolona: nie podoba mi się fiolet z palety Anastasia Beverly Hills Riviera, ani ten z Affect In The Spotlight, zawiódł mnie fiolet z palety Wibo x Viva-aViva oraz fiolety z palety Tune Tropical Rhythm. Wszystkie porównuję do mojego fioletowego ideału, cienia Wasted z palety BPerfect Carnival.
A jak Wam podobają się te palety?
Piękne kolory, aczkolwiek wolałabym żeby paleta do oczu była bardziej intensywna :D
OdpowiedzUsuńZakochałam się w kolorach też tej palety do oczu.
OdpowiedzUsuńBardzo mnie kusi paleta cieni z tej kolekcji :D
OdpowiedzUsuńRóż oraz fiolet z paletki cieni wyglądają obłędnie;)
OdpowiedzUsuń