ANASTASIA BEVERLY HILLS ALYSSA EDWARDS
Kolejna bajecznie kolorowa paleta Anastasia Beverly Hills trafiła w moje ręce. Tym razem jest to paleta stworzona we współpracy ze znaną, amerykańską Drag Queen Alyssą Edwards. Nie od dziś wiadomo, że Drag Queens to królowe makijażu. To od nich podpatrzyłyśmy konturowanie (mimo, że za jego "matkę" uważa się Kim Kardashian), a także baking.
ANASTASIA BEVERLY HILLS ALYSSA EDWARDS
Przy okazji tej palety, przypomniał mi się filmik Zmalowanej, po premierze kosmetyków ABH w Polsce. Zmalowana mówiła w nim, że na spotkaniu z Anastasią zapytała o to, czy planują jakieś kolorowe palety, w najbliższym czasie. Wtedy, o ile się nie mylę, w planach była już Norvina, a kolejna ukazała się Soft Glam i Sultry (a może na odwrót?). W każdym razie Anastasia podobno odpowiedziała, że to nie w ich stylu i, że takich palet nie będzie. A tu proszę. Zaledwie 3 (?) palety później mamy super kolorową Rivierę i zaraz po niej JĄ. Paletę we współpracy z Alyssą Edwards, która już bardziej kolorowa być nie może. No ok może, mogli dorzucić jeszcze zielony cień.
Ucieszył mnie fakt, że tym razem paleta nie jest wykonana z materiału, który mógłby się brudzić. Moja Norvina wygląda koszmarnie, Modern Renaissance nie lepiej, a Riviera mimo, że jeszcze jako-tako się trzyma, wiem, że także skończy podobnie. Dlatego bardzo mnie cieszy, że paleta Alyssa Edwards jest wykonana z lakierowanej tektury, która łatwo wytrzeć. Taka paleta o wiele lepiej sprawdza się w codziennej pracy. A do tego jest bardzo ładna! Paleta jest soczyście różowa, a na wierzchu ma czarną grafikę z oczami o super długich rzęsach. Jest też złoty napis "Alyssa Edwards Anastasia Beverly Hills". Prosto, elegancko, ale z pazurem. Podoba mi się. W środku jak zawsze jest spore lusterko i pędzelek. Paleta jest takiego samego rozmiaru i kształtu co pozostałe palety ABH. Cena palety w Sephorze to 249 złotych.
A w środku czeka 14 mocno napigmentowanych cieni, o wykończeniu matowym lub błyszczącym. Cienie matowe wydają mi się tym razem bardziej suche. Słabo wypadają nakładane na sucho, dopiero nakładane na mokrą bazę pokazują pełnię swoich możliwości. Cienie błyszczące są takie same jak w pozostałych paletach. Szczególnie podoba mi się fioletowy "D.D.C.", który daje mocno "mokry" efekt na skórze. Ale róż "Beyond" jest równie piękny, a złoty "Inspired" mógłby zastąpić rozświetlacz.
Wróćmy jednak do matów, których jest tu najwięcej i to głównie z nimi trzeba pracować żeby stworzyć spójny makijaż. W palecie znalazły się szalone kolory: żółty, różowy, intensywny fiolet i kobalt, ale także biel, odcienie brązu i czerń oraz "spokojniejsze", bardziej codzienne odcienie fioletu. Mimo, że paleta na pierwszy rzut oka sprawia wrażenie niesamowicie szalonej, moim zdaniem jest bardzo uniwersalna i skomponowana w taki sposób, że wykonamy nią także makijaż dzienny. Brakuje matowego beżu, ale w momencie kiedy użyjemy na całą powiekę korektora, właściwie już go nie potrzebujemy, a do rozjaśnienia wewnętrznego kącika czy obszaru pod łukiem brwiowym wystarczy nam matowy biały cień z palety albo połyskujące złoto "Inspired".
Konsystencja matowych cieni z palety Alyssa Edwards mocno odbiega od tego co widziałyśmy w starszych paletach ABH. Zawsze cienie są mocno pylące i miękkie, dotykane palcem są aksamitne w dotyku, wręcz masełkowate. Tym razem cienie są mocniej zbite, mniej pylą i, moim zdaniem, trochę gorzej się rozcierają. Nakładane na sucho wręcz znikają podczas blendowania, o wiele lepiej nakłada mi się je na mokrą bazę, a przyznam, że ostatnio się tego oduczyłam i stosowałam trochę inną technikę. Pora wrócić do nakładania cieni na mokro! Kiedy nakładamy te maty na mokrą bazę (polecam jasny korektor, który nie zastyga zbyt szybko) możemy w pełni cieszyć się intensywnymi kolorami, a cienie świetnie łączą się ze sobą. Kolory przenikają się, tworząc perfekcyjny, dopracowany makijaż. Trochę trudniej jest z blendowaniem, muszę przyznać, że aby ładnie rozblendować te cienie trzeba trochę się namęczyć, w poprzednich paletach ABH cienie blendowały się praktycznie same.
Zawiodły mnie przede wszystkim ciemne kolory: fiolety i intensywny kobalt, na które najbardziej w tej palecie liczyłam. Niestety te cienie opornie się blendują, tworzą plamy na powiece i kompletnie nie chcą się ze sobą rozcierać. Nie wiem czy mam jakąś wadliwą paletę? W internecie widziałam zdjęcia, na których te cienie prezentują się zupełnie inaczej niż to co widzę na żywo. Pozostałe cienie, opornie bo opornie, ale łączą się ze sobą i można nimi wypracować naprawdę piękne przejścia między kolorami. Używając tej palety trzeba uzbroić się w cierpliwość i zwyczajnie mieć na makijaż sporo czasu, bo z cieniami nie pracuje się tak łatwo jak np. z paletą BPerfect Carnival. W palecie poziom trzymają neutralne kolory: czerń i brązy, które formułą przypominają cienie ze starszych palet ABH.
Paleta nie jest kompletnym niewypałem, ale jest trudna. A w moim przypadku, kiedy mam taki wybór palet i cieni jaki mam, sprawia to, że Alyssa Edwards wyląduje gdzieś na dnie szuflady. Trochę szkoda, bo liczyłam na intensywnie kolorowe cienie, o konsystencji charakterystycznej dla cieni ABH, masełkowate, miękkie i mocno pylące. Zamiast tego otrzymałam suche, ciężko blendujące się i mocno zbite cienie, z którymi nie ma szans abym się polubiła.
Jak Wam się podoba paleta ABH Alyssa Edwards?
Ucieszył mnie fakt, że tym razem paleta nie jest wykonana z materiału, który mógłby się brudzić. Moja Norvina wygląda koszmarnie, Modern Renaissance nie lepiej, a Riviera mimo, że jeszcze jako-tako się trzyma, wiem, że także skończy podobnie. Dlatego bardzo mnie cieszy, że paleta Alyssa Edwards jest wykonana z lakierowanej tektury, która łatwo wytrzeć. Taka paleta o wiele lepiej sprawdza się w codziennej pracy. A do tego jest bardzo ładna! Paleta jest soczyście różowa, a na wierzchu ma czarną grafikę z oczami o super długich rzęsach. Jest też złoty napis "Alyssa Edwards Anastasia Beverly Hills". Prosto, elegancko, ale z pazurem. Podoba mi się. W środku jak zawsze jest spore lusterko i pędzelek. Paleta jest takiego samego rozmiaru i kształtu co pozostałe palety ABH. Cena palety w Sephorze to 249 złotych.
A w środku czeka 14 mocno napigmentowanych cieni, o wykończeniu matowym lub błyszczącym. Cienie matowe wydają mi się tym razem bardziej suche. Słabo wypadają nakładane na sucho, dopiero nakładane na mokrą bazę pokazują pełnię swoich możliwości. Cienie błyszczące są takie same jak w pozostałych paletach. Szczególnie podoba mi się fioletowy "D.D.C.", który daje mocno "mokry" efekt na skórze. Ale róż "Beyond" jest równie piękny, a złoty "Inspired" mógłby zastąpić rozświetlacz.
Wróćmy jednak do matów, których jest tu najwięcej i to głównie z nimi trzeba pracować żeby stworzyć spójny makijaż. W palecie znalazły się szalone kolory: żółty, różowy, intensywny fiolet i kobalt, ale także biel, odcienie brązu i czerń oraz "spokojniejsze", bardziej codzienne odcienie fioletu. Mimo, że paleta na pierwszy rzut oka sprawia wrażenie niesamowicie szalonej, moim zdaniem jest bardzo uniwersalna i skomponowana w taki sposób, że wykonamy nią także makijaż dzienny. Brakuje matowego beżu, ale w momencie kiedy użyjemy na całą powiekę korektora, właściwie już go nie potrzebujemy, a do rozjaśnienia wewnętrznego kącika czy obszaru pod łukiem brwiowym wystarczy nam matowy biały cień z palety albo połyskujące złoto "Inspired".
Konsystencja matowych cieni z palety Alyssa Edwards mocno odbiega od tego co widziałyśmy w starszych paletach ABH. Zawsze cienie są mocno pylące i miękkie, dotykane palcem są aksamitne w dotyku, wręcz masełkowate. Tym razem cienie są mocniej zbite, mniej pylą i, moim zdaniem, trochę gorzej się rozcierają. Nakładane na sucho wręcz znikają podczas blendowania, o wiele lepiej nakłada mi się je na mokrą bazę, a przyznam, że ostatnio się tego oduczyłam i stosowałam trochę inną technikę. Pora wrócić do nakładania cieni na mokro! Kiedy nakładamy te maty na mokrą bazę (polecam jasny korektor, który nie zastyga zbyt szybko) możemy w pełni cieszyć się intensywnymi kolorami, a cienie świetnie łączą się ze sobą. Kolory przenikają się, tworząc perfekcyjny, dopracowany makijaż. Trochę trudniej jest z blendowaniem, muszę przyznać, że aby ładnie rozblendować te cienie trzeba trochę się namęczyć, w poprzednich paletach ABH cienie blendowały się praktycznie same.
Zawiodły mnie przede wszystkim ciemne kolory: fiolety i intensywny kobalt, na które najbardziej w tej palecie liczyłam. Niestety te cienie opornie się blendują, tworzą plamy na powiece i kompletnie nie chcą się ze sobą rozcierać. Nie wiem czy mam jakąś wadliwą paletę? W internecie widziałam zdjęcia, na których te cienie prezentują się zupełnie inaczej niż to co widzę na żywo. Pozostałe cienie, opornie bo opornie, ale łączą się ze sobą i można nimi wypracować naprawdę piękne przejścia między kolorami. Używając tej palety trzeba uzbroić się w cierpliwość i zwyczajnie mieć na makijaż sporo czasu, bo z cieniami nie pracuje się tak łatwo jak np. z paletą BPerfect Carnival. W palecie poziom trzymają neutralne kolory: czerń i brązy, które formułą przypominają cienie ze starszych palet ABH.
Paleta nie jest kompletnym niewypałem, ale jest trudna. A w moim przypadku, kiedy mam taki wybór palet i cieni jaki mam, sprawia to, że Alyssa Edwards wyląduje gdzieś na dnie szuflady. Trochę szkoda, bo liczyłam na intensywnie kolorowe cienie, o konsystencji charakterystycznej dla cieni ABH, masełkowate, miękkie i mocno pylące. Zamiast tego otrzymałam suche, ciężko blendujące się i mocno zbite cienie, z którymi nie ma szans abym się polubiła.
Jak Wam się podoba paleta ABH Alyssa Edwards?
Zawartosc paletki to totalnie moje kolory ;)
OdpowiedzUsuńBoskie kolory ma ta paleta :)
OdpowiedzUsuń