Polecane posty

PRZEGLĄD KREMOWYCH RÓŻY Z DROGERII (I NIE TYLKO) [2023]

 

 

Moją nową obsesją stały się ostatnio kremowe oraz płynne róże do policzków. To zaskakujące, bo nigdy nie byłam wielką fanką róży, a teraz uwielbiam je i z przyjemnością testuję kolejne marki. Dzisiaj pokażę Wam jakie róże mam aktualnie w swojej kolekcji i troszeczkę o każdym opowiem.

 

Dlaczego akurat kremowe róże? 

 

A może inaczej: dlaczego akurat kremowa formuła (nie tylko różu)? Róż jest kosmetykiem, który pięknie odświeża makijaż, dodaje dziewczęcego uroku i serio potrafi odmłodzić, ale bywa nakładany w nadmiarze, co nie wygląda fajnie i takiego efektu boję się robiąc makijaż pod presją czasu (z dwójką małych dzieci zawsze jestem spóźniona). Dlatego zainteresowały mnie kremowe róże, których intensywność bardzo łatwo jest szybko zmniejszyć. A później... A później kremowe róże stały się modne. Dosłownie z dnia na dzień drogerie zalały róże w kremowych i płynnych wersjach. A ja chętnie je dla Was sprawdziłam. 

 


 

 

Jak szybko poprawić kremowy róż?  

 

Róże w kremie nakładamy na mokry podkład. Dlatego po pierwsze: przypudrowanie go zmniejszy jego intensywność. I po drugie: w każdej chwili jego nadmiar możemy ściągnąć używając choćby gąbeczki, którą nakładany był podkład. Albo np. wacika, jeśli na szybko nakładacie podkład palcami (mi też zdarzają się dni, kiedy robię makijaż używając tylko 1 pędzla i jest to pędzel do pudru). Z różem w kremie nie można więc przesadzić na tyle, że wyjdziemy z domu z różową plamą na policzku w stylu lat 80. To sprawia, że używanie kremowych róży jest niesamowicie łatwe i bardzo usprawnia makijaż. Suchego różu (szczególnie dobrze napigmentowanego) tak szybko się nie pozbędziemy...

W ostatnich miesiącach kremowy róż był dostępny w kolekcji Bell dla Biedronki, internet oszalał na punkcie róży kremowych NAM, podobnie było z różami Hean. W międzyczasie kupiłam jeszcze świąteczny zestaw róży Rare (to pierwsze kosmetyki tej marki, które przetestowałam) i "bazę upiększającą" z Bielendy. 

To wszystko nowości, które w internecie wzbudzają duże zainteresowanie, a ciekawostką jest, że np. Inglot ma płynne/kremowe róże (te w buteleczce) w stałej ofercie i tak na prawdę to mało kto się nimi interesował. 

Czy są tu róże lepsze i gorsze? I tak i nie. Są takie, które lubię bardziej i mniej, ale wszystkie dają na policzkach ładny efekt więc to już kwestia tego, jakie formuły wolicie. Nie będę pisać tego przy każdym produkcie, chociaż niektórzy producenci polecają takie rozwiązanie, a inni zupełnie o nim nie wspominają. Każdego z tych róży możecie używać na kilka sposobów: jako różu (nakładając na nieprzypudrowany jeszcze podkład), jako kremowego cienia do powiek oraz jako pomadki.


BELL X BIEDRONKA

 

Mój pierwszy kremowy róż od dawna, kupiony około pół roku temu. Aktualnie już chyba nie do kupienia, a szkoda bo uważam, że to bardzo fajny róż, którego cena nie przekraczała 15 złotych. Róż zamknięty jest w tubce, a jego konsystencja jest żelowa. Róż nałożony na czystą skórę zachowuje się jak tint. Jest pół transparentny, ładnie się rozciera, a po chwili zastyga na twarzy i jest niesamowicie trwały. Daje widoczny kolor, a jednocześnie ciężko z nim przesadzić, dlatego polubią się z nim nawet osoby, które mają bardzo "ciężką rękę" do róży. Nawet bez utrwalenia pudrem będzie się długo utrzymywał. Dostępny był tylko w jednym, koralowym kolorze. 

 


 

BIELENDA „BAZA UPIĘKSZAJĄCA”

 

W przypadku tego różu fascynuje mnie nazwanie go "Bazą Upiększającą". Żadna baza to oczywiście nie jest. Róż od Bielendy ma średnio gęstą, kremową formułę, która podczas rozcierania delikatnie zastyga. W porównaniu z poprzednim różem jest zdecydowanie gęstszy. Nigdy nie zastyga on do końca, więc przez cały czas makijażu pozostaje plastyczny, aż utrwalimy go pudrem. Według opisu na opakowaniu możemy nakładać go na mokry podkład, ale także na puder. Ja nakładania go na koniec makijażu raczej bym nie polecała, a to dlatego, że może rozpuścić puder i makijaż będzie wyglądał źle. Róż jest dostępny w jednym kolorze i jest to ciepły róż. 


EVELINE WONDER MATCH 

 

Róż od Eveline to najświeższa nowość. Dostępny jest w trzech kolorach i ma opakowanie z aplikatorem jak od błyszczyków. Całkiem wygodny do używania. Początkowo róż wydaje się rzadki, ale podczas rozcierania szybko gęstnieje i coraz ciężej się go rozciera. Na szczęście cały czas, aż do przypudrowania, pozostaje plastyczny i można go poprawiać. Mam kolor 03 i jego wykończenie jest satynowo- rozświetlające. Róż ma też słodki, przyjemny zapach. Kolor 03 wygląda na mojej skórze jak prawie neonowy koral i może być super na lato, kiedy skóra będzie opalona. Jego pigmentacja jest mocna, dlatego nie nakładajcie go za dużo: wystarczą 1-2 kropeczki, które następnie rozetrzemy i efekt już będzie widoczny. 

 


 


HEAN

 

Kolejny róż to róż od Hean, który również dostępny jest w trzech kolorach. Mój odcień to 22 Cheeky. Róże Hean zamknięte są w zakręcanych tubkach, a ich pojemność to aż 10 ml! Ich konsystencja jest dość lekka, łatwo nałożyć je cieniutką warstwą. Jednocześnie ich pigmentacja jest bardzo wysoka, dlatego lepiej nakładać ich mało, bo efekt i tak będzie widoczny. Kolor który mam to taka bardzo naturalna, przybrudzona brzoskwinia. 


JOKO

 

Róż z Joko był dostępny w Rossmannie, ale chyba była to edycja limitowana, a szkoda! Wiem, że były dostępne dwa kolory, ale mam tylko jeden, z którego jestem bardzo zadowolona. EDIT: róże dostępne są teraz w Hebe. Te róże zamknięte są w opakowaniach z gąbeczką, którą u siebie usunęłam i mam wykręcany "pisak" bez gąbeczkowej końcówki, więc róż wyciągam prostu na rękę. Ten róż ma zdecydowanie bardziej tłustą formułę, a jego pigmentacja jest dobra, z tym, że krycie jest takie pół-kryjące. Róż ma więc widoczny, intensywny kolor, ale raczej z nim nie przesadzicie. Kolor 01 to ładny, ciepły róż. Przez jego tłustawą formułę, polecam nakładać go w małych ilościach, żaby nie rozpuścił podkładu. 


NAM

 

Przechodzimy do róży NAM, które dostępne były w Rossmannie od listopada lub grudnia. Róże dostępne są w dwóch kolorach i akurat oba mam. Kolor 1 to brzoskwinia, zdecydowanie ciepła, ze złotawym blaskiem. Z kolei kolor 2 to chłodny, intensywny róż. Ich konsystencja jest lekka, a pigmentacja dobra. Róże bardzo ładnie się rozcierają, ale w przeciwieństwie do pozostałych zastygają i są już wtedy nie do ruszenia. Właściwie nie potrzebują utrwalania pudrem, ale oczywiście dla najlepszej trwałości można je przypudrować. W internecie jest szał na kolor 2, rzeczywiście to ładny, chłodny kolor, który super sprawdzi się u chłodnych typów urody.  


RARE 

 

Ostatnie z moich róży to róże Rare, które znajdziecie w Sephorze. Mam jeden róż pełnowymiarowy i dwie miniaturki. Kolory, które mam to: Happy, Truth i Encourage. Róże Rare mają lekką, ale odrobinkę tłustawą formułę i dobrą pigmentację. Ładnie się rozcierają, a efekt jest widoczny. Łatwo z nimi przesadzić, dlatego ja zwykle nakładam je w minimalnej ilości (czyli 1-2 kropki aplikatorem). W tych różach aplikator jest jak od błyszczyków, ma kształt "kopytka". Z tych trzech kolorów bardzo lubię Happy, który jest wesołym, ciepłym odcieniem różu oraz Encourage, który jest taką ciepłą, brązową brzoskwinią. Najmniej lubię Truth, to taki ciemny, przybrudzony róż. 

 


 


Jak nakładać kremowe/płynne róże? 

Można oczywiście nakładać je na twarz bezpośrednio aplikatorem, ale ja nie jestem fanem takiego rozwiązania. Zdecydowanie wolę wyjąć róż na dłoń, trochę go rozetrzeć (i przy okazji rozgrzać), a następnie nałożyć z dłoni minimalną ilość pędzlem np. Sephora 05. Dzięki temu trudno przesadzić z ilością różu, można go dokładać żeby zbudować mocniejszy kolor, ale ma się nad tym większą kontrolę, niż w przypadku rozcierania różu nałożonego bezpośrednio na policzki. 

 

Lubicie kremowe róże? Które lubicie najbardziej? 





Komentarze

instagram @agatawelpa